Piątek zapowiadał się raczej optymistycznie wszak to ostatni dzień kwartału. A wczorajsze zakończenie pokazało kilka pozytywów. Do tego dane z gospodarki USA wcale nie były złe, że przytoczę tylko PKB ostateczny wyższy od prognoz 1,3% wobec 1,2%. Liczba nowych bezrobotnych poniżej 400 tyś. A i dziś indeksy Chicago i Michigan zaskoczyły na plus. Tyle tylko, że nic z tego indeksy nie chciały rosnąć. Nie pomogło nawet uchwalenie "sześciopaku", nie pomogły wreszcie kolejne głosowania poszczególnych państw, nad zatwierdzeniem pomocy dla Grecji (głównie Niemcy). Dziwne to wszak wydawać by się mogło, że pożar ugaszony. Tymczasem giełdy za oceanem postanowiły zanurkować. Zamknięcie S&P wypadło dokładnie na dolnej bandzie i to po raz piąty.
Wiadomo jeśli ruch będzie kontynuowany, to zakres spadków sięgał będzie od ostatniego szczytu (początek lini trendu spadkowego) do pierwszego punktu stycznego z dolną bandą "flagi"(albo raczej boczniaka). Tylko trzeba będzie pomiar rozpocząć od piątego punktu czyli dzisiejszego zamknięcia.
Gdyby jakimś cudem udało się te spadki powstrzymać i wsparcie wytrzymało, to dało by szansę bykom na wykreowanie kontrataku. Właściwie to nie widać przesłanek i pozostaje AT, tylko wszyscy twierdzą, że obecnie "AT się nie liczy". A mi właśnie się wydaje, że liczy się teraz tylko AT, emocje po takich danych i działaniach polityków wywindowały by nas baaardzo wysoko.