Dla wielu obserwatorów sytuacja po dzisiejszej sesji jest oczywista. Wczoraj mieliśmy próbę obrony wsparcia, które dziś padło i koniec i kropka. Wiele wskazuje, ze jest tak w istocie, dla mnie jednak pozostaje cień wątpliwości. Ileż razy mieliśmy już takie zagrywki. Po wczorajszym dość dużym zaangażowaniu i próbie poprawy sentymentu (dość udanej), mamy dziś zatrzęsienie złych wieści, łącznie z plotką o obniżce ratingów bankom hiszpańskim (oczywiście jak Grecja do wyborów przestała być aktualna, to jest atak na Hiszpanię). Na znerwicowanych inwestorów wystarczyło. Wczorajsze nadzieje prysły niczym bańka mydlana.
Wykres nie wymaga komentarza. Marnym pocieszeniem jest volumen mniejszy o połowę, i niższe o 30% obroty, skoro indeks jest o 3% niżej, a zamknięcie wypadło poniżej wsparcia takim nakładem wczoraj bronionego. A co dziwnego dostrzegam? Po pierwsze eurodolar nic sobie z tego nie robi,
po drugie za oceanem sesja trwa, po trzecie okolice dna cechuje duża zmienność. Może w tym szaleństwie jest metoda, ale jak ktoś powiedział nadzieja umiera ostatnia. Scenariusz wzrostowy w USA jeszcze nie został zanegowany, niedźwiedzie już odtrąbiły zwycięstwo.
Jako, że miałem też pisać o własnych emocjach przyznaję, że coraz mocniej wątpię w słuszność objętej drogi. A nie robię nic, bo nic rozsądnego na tę chwilę nie przychodzi mi do głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz