Takie dziś emocje targają mną po zakończeniu handlu. Niby jesteśmy po solidnej przecenie, niby powinniśmy mieć solidne odbicie. Dane też (szczególnie amerykańskie) niczego sobie delikatnie rzecz ujmując, a tymczasem efektu brak. Czuję się jak kucharka, która mnóstwo pracy i wysiłku włożyła w przygotowanie ciasta, a wyszedł zakalec.
Jakoś niepokojąco słabe to odbicie i coś za szybko zapał inwestorów stygnie. I mimo że wczoraj DAX zrobił ok. 5% dziś też był zielony.
U nas wczoraj nędza (w porównaniu z resztą Europy), a dziś odwrót, fakt że znowu cudo fixing tym razem w dół, tylko jakoś trudno przyjąć, ze to jutro pomoże. A może komuś zależy właśnie, żeby tak większość pomyślała?
Jakoś mało który kraj zasłużył na Mikołaja bardziej niż my, tymczasem nasz rynek póki co dostaje rózgę. Grecy za swoje lekkie podejście dostali premię, Węgrzy za podniesienie stóp skończyli na zielono,
my za dobre dane (choćby z produkcji przemysłowej, handlu) dostajemy przecenę. Oj nieładnie, nieładnie ktoś coś kręci. Oczywiście to tylko moje odczucia po sesji dzisiejszej, liczyłem na doji lub szpulkę jako przystanek. Liczyłem, że portfel nie odda zbyt wiele. Mimo wszystko na razie nie zmieniam nastawienia. Lekko zawiedziony czekam na dalszy rozwój i wierzę w dalszy powolny wzrost.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz