Już na otwarciu widać było chęć zakupów, teraz te chęci nie znikają. Giełdy amerykańskie odrabiają połowę wczorajszych spadków, a więc nie jest to odbicie "zdechłej kobyły". Jeśli nie jest to zagrywka pod godzinę 20:15, to raczej można spodziewać się korekty ostatnich spadków. Co prawda niepokoi słabość złotego, w kontekście jutrzejszych notowań u nas, ale waluty są tak rozbujane, że zmiana o 500 pipsów nie stanowi problemu. Nie tylko ja chcę korekty, wszyscy odczuwają już znużenie spadkami. Zobaczmy zatem na ile szansa korekty jest prawdopodobna.
Na wykresie z początku sesji, wzrost o prawie 2,5%, wyraźnie zaznaczony dołek na RSI. pierwsza jaskółka zatem jest. Oczywiście wszystko to będzie miało znaczenie pod warunkiem utrzymania się do zamknięcia. Pozytywem jest taka zmiana po wczorajszym prawie 7% spadku. A jak sprawy wyglądają obecnie ? Frank szaleje, złoty słabiutki, a giełdy w stanach? Te wracają w okolice początku sesji, co o tej porze jest rzeczą normalną, odpoczynek i lekkie cofnięcie na 45 minut przed publikacją raportu może być korzystne. Cóż jeśli Ben zwany Bull, nie popsuje sytuacji, a jest raczej ratownikiem, to możemy mieć kilkudniowe (może tydzień) odreagowanie. Pamiętać należy, że niedźwiedzie rządzą, jesteśmy po średnioterminowym sygnale sprzedaży. A są tacy co odtrąbili bessę. Korekta jeśli dziś się zaczęła powinna dojść w okolice od 1174 - 1208 (słaba), 1208 -1236 (normalna), 1236 - 1264 (silna). Po przekroczeniu tej ostatniej wielkości można się zastanawiać nad powrotem do trendu i obecne spadki uznać za korektę ostatnich wzrostów. Póki co jesteśmy w silnym trendzie spadkowym z szansami na korekcyjne odbicie.
Jak pokazuje wykres powyżej znieśliśmy do tej pory około 76,4% wzrostów od dołka w lipcu 2010, czyli tyle ile wynosi 38,2% od dołka bessy. Cały czas możemy mówić zatem o korekcie wyższego rzędu. Przy czym niebezpiecznie blisko nam do zmiany trendu. W przypadku korekty całego wzrostu możliwe po odbiciu, pogłębienie wczoraj wyznaczonego dołka, nawet do 940 pkt na S&P500 (61,8% fibo).